w razie pożaru w sąsiednich domach. Jedyny ratunek zostaje: zbudowanie gmachu w odrębnem miejscu, opodal od innych domów, podobnie jak nowe muzeum Czeskie, zbudowane w Pradze, wśród placu. Sprawa bez wątpienia trudna, a jednak w niedalekiej przyszłości do załatwienia konieczna, bo sam zarząd niejednokrotnie mówił, że dla zbiorów brakuje już miejsca i na wypadek nieprzewidzianych budowli odłożył 5000 marek. Potrzeba jeszcze najmniej pół miliona.
Przegląd dziejów Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego nastręcza następne uwagi.
Ocena doniosłości idei założycieli Towarzystwa Przyjaciół Nauk wymaga najprzód uprzytomnienia stosunków miejscowych i poznania gruntu, na którym stanąć miał przybytek nauki i oświaty. Były to czasy różne całkiem od teraźniejszych.
Źle było w dzielnicy poznańskiej, ale ta ziemia klasyczna miała bogatą przeszłość i tradycye sławne, które nie łatwo z miejsca ustępują. Domowe penaty nie opuszczały jeszcze nadwarteńskiej równiny. Historyczne rody Działyńskich, Raczyńskich, Mielżyńskich, Cieszkowskich pamiętały, że dobra ziemskie nie z nieba im spadły, a dostały się od przodków, którzy zasoby, pracą i krwią zdobyte, zostawili potomkom nie na marnotrawstwo, lecz żeby używali ich na korzyść publiczną, idąc w ojców ślady. I gdy inni zapominali o tem, grono mężów wyższego uduchowienia, bolejąc nad tem, co się dokoła działo, zwracało myśl ku podźwignięcia oświaty, «przedstawiającej widok nader przykry i smutny». Pojedyńcze usiłowania nie rokowały pomyślnych wyników: zbiorowemi siłami pewniej było iść do celu. Ale oprócz garstki wybranych, dokoła bezwładność i zobojętnienie powszechne. Inicyatorowie zbiorowego działania, doskonale pojmując zadanie, zamierzali nie jakieś wygórowane, lecz bardzo skromne przedsięwzięcie «nieuchronnej potrzeby zachowania ostatniej przynajmniej spuścizny, świadczącej o istnieniu narodowem, potrzebę obronnej uprawy rodzimego języka i przekazania go przyszłym pokoleniom».
Rozważnie mierząc grunt i otoczenie, wśród którego stanąć miał przybytek nauki, założyciele odrazu spostrzegli, że grunt chwiejny, a otoczenie