stały w latach 1858—1859 «Przyczynki do dziejów z archiwum miasta Wrocławia», zebrane przez Augusta Mosbacha, — «Odezwa do rolników Księstwa w przedmiocie wpływu nauk przyrodniczych na rolnictwo krajowe»,—«Wytępienie robactwa i myszy, pustoszących gospodarstwo leśne i polne», przez S. Szenicę. Wreszcie w początku r. 1860 wyszedł spory tom Roczników Towarzystwa, zawierający wiele cennych, a nigdzie więcej niedrukowanych opracowań historycznych, archeologicznych, przyrodniczych, po części i źródeł historycznych.
Wśród takich usiłowań Towarzystwa prezes jego, Tytus Działyński, nieprzestawał starać się w Berlinie o usunięcie zakazu nauczycielom poznańskim brać udział w pracach Towarzystwa, a gdy trzyletnie zabiegi nie udały się, Działyński, wywalczywszy w maju r. 1860 posłuchanie u ministra oświecenia Bethmana—Hellwega, przedstawiał mu, że nauka nie może wydawać owoców, skoro nie jest zaszczepioną na podstawie narodowej, że założone na legalnych podstawach Towarzystwo Przyjaciół Nauk napotkało na przeszkody ze strony rządu, że przecież za czasów, kiedy Tyberiusz cesarz panował nad Rzymem i podbitem Hieruzalem, Chrystus jednakże nauczał lud żydowski w języku żydowskim, a nie łacińskim, że nareszcie, umierając, przemówił do Boga hebrajskim językiem. Minister odpowiedział, że przykład nie jest obrany szczęśliwie, bo ostatnie słowa Chrystusa nie były wyrzeczone w języku hebrajskim, ale w dialekcie aramejskim i, że według wszelkiego prawdopodobieństwa, jego nauki odbywały się w tymże narzeczu. Na to Działyński odrzekł: «właśnie i my domagamy się swobody pobierania nauk i rozprawiania o tychże w języku ludu naszego, a ten język jest polski, że niech więc Niemcom służy język czy niemiecki czy hebrajski, my biedni będziemy się kontentowali naszym aramejskim, bo to nasz język». Minister oświadczył dalej, iż rząd czuje się obowiązanym do udzielania nauk w języku władzy panującej, a przedstawiającej zarazem najwyższy stopień oświaty; przypomniał, że «i wasz pan Cieszkowski czerpał u stóp Hegla (zu den Füssen Hegels) wysoką naukę swoją». Poczem oświadczył, że rząd nie poczuwa się do dania odpowiedzi, ponieważ zdanie rady poznańskiej nadzoru szkolnego, na którą Towarzystwo żali się, jest tylko dowodem przezorności ze strony przełożonych, nie zaś prawidłem przepisanem lub rozkazem. Tym sposobem skończyły się kilkoletnie zabiegi o pozyskanie udziału nauczycieli szkół publicznych w pracach Towarzystwa, które, straciwszy zastęp najdzielniejszych pracowników, nie znalazło już niczego do zastąpienia straty. Z tego powodu wydział nauk przyrodniczych mógł tylko w półcieniu czynność swą objawiać.
Głową i sercem Towarzystwa był ciągle hr. Tytus Działyński, postać pociągająca, sympatyczna i serdeczna. Potomek świetnego i zacnego rodu,
Strona:Wilhelm Bogusławski - Wizerunek czynności i zasług Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego.pdf/9
Ta strona została przepisana.