BODEŃCZYK: Widzę, ze pani nietylko sceniczną ma intuicyę! Może usłyszę jeszcze, że kieruje mną — zawiść…
FELKA: Odemnie — pan tego nie usłyszy.
BODEŃCZYK: Tylko od drugich — sądzi pani?
FELKA: Pan wie, co ja sądzę. (Chodzi po
pokoju). Alf napisał sztukę podłą.
BODEŃCZYK: Zna ją pani?
FELKA: I jak znam… Jak tylko dyrektor ją przyjął, nią głównie żyłam… Dlatego tak rzadko z panem…
BODEŃCZYK: Dlatego!
FELKA: Ani jednej próby nie opuściłam, prócz wczorajszej i dzisiejszej… Ani jednej roli tam nie ma, którejbym prawie na pamięć nie umiała…
BODEŃCZYK: I jest pani pewna…
FELKA: Sądzi pan zapewne, że mnie zaślepia… no, nienawiść… Hahaha! Ja wcale nie czuję doń nienawiści — nie. Przeciwnie. To
przecie szczęście moje, ze on mi teatr odkrył! I drugie szczęście, że mnie potem tak rzucił, jak… Byłabym, kto wie jak długo, buty mu czyściła, a wyście mię do teatru ostatecznie wkręcili, i dzisiaj jestem — no, młodą, bardzo obiecującą
adeptką sztuki, jak pisał niedawno główny kretyn naszej krytyki.
Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/104
Ta strona została przepisana.