Proście Boga, niech to na dobre zmieni.
To cierpienie przechodzi moja znajomość; chociażem widał wielu lunatyków, którzy dla tego bogobojnie na swoich łożach pomarli.
Opłócz ręce, zarzuć nocne giezło; nie bledniéj tak. — Jeszcze cię raz upewniam, Banquo pochowany, nie powstanie już z grobu.
Istotnie?
Do łoża, do łoża; pukają, do bramy, spiesz, spiesz, spiesz, spiesz, podaj mi rękę. Co się raz stało, nie może się odstać; do łoża, do łoża, do łoża.
I wraca na łożnik?
Prosto.
Obmierzłe sprawy stają tu na jaśni;
Bezecne czyny rodzą niecny postrach;
Przegniły umysł, swoje tajemnice
Spowiada głuchym wezgłowiom. Jéj więcéj
Potrzebna pomoc księdza, niż lekarza.
Przepuść o Boże, o Boże nam wszystkim!
Patrz za nią pilnie; usuń z przed niéj wszystko,
Co by ją mogło obrazić i oczu
Na chwilę od niéj nie zwracaj. — Dobra noc;,