Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/146

Ta strona została przepisana.
144
POGLĄD

z Macbethem. To jasno oddane jest w scenie w któréj odbiera wiadomość o groźnym losie swojej żony i dzieci. Na tę wieść na początku owłada go na przemian boleść ojca i uczucie zemsty; ta ostatnia w końcu przemaga i czyni go zdolnym pokonania Macbetha.
Los układający wypadki dramatu, uzmysłowi! poeta w czarownicach i wskazał jasno stosunek ich do bohatera. Osnuł je na podaniu ludu. Są to stare, wyschłe, dzikie, szpetne, złe i bezpłciowe potwory. Ich język, równie jak cały układ, wionie rubasznością gminną. W dziwacznéj swojéj farmakopej, jak komentatorowie upewniają, trzymają się ściśle przepisów najzawołańszych dzieł Magii. Obce wszelkim sympathjom, znajdują upodobanie w dokuczaniu i psoceniu ludziom. Nie są one, jak starożytne Eumenidy, mścicielami po dokonanym czynie, ale raczéj kusicielami przed czynem; istne frijerki grzechu. Nie służy im żadna stanowcza i mechaniczna władza nad ludźmi. Nęcą podwójnemi wyroczniami i tumanią omamieniem, jak szatan w księdze Hjoba. Nawodzą przygody, smutki, choroby i burze, ale nie krępują fatalistycznie woli ludzkiéj. Dzieła ich są bez nazwiska. W zejściu się z niemi, nigdzie Macbeth nie jest party zewnętrzną, zmuszającą go siłą. Są druchnami losu, o ile los nasz w naszych piersiach spoczywa. Są ucieleśnieniem wewnętrznéj naszéj pokusy, uzmysłowieniem złéj naszéj strony, która się z oblicza wyczytać nie daje. Śmierć Duncana i Banca, następuje z naturalnych przyczyn. Wszędzie one nachodzą go wtenczas, kiedy już wola jego gotowa do spełnienia czynu. Wtórują tylko jego pomysłom i nie tają mu nawet, że znają jego myśli.