Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/204

Ta strona została przepisana.

202 WIECZÓR TRZECH KRÓLI.

Ża den jęk się nie zakradnie, Łza nie spadnie.

KSIĄŻE. Masz za swoje trudy. BŁAZEN. Żaden trud, panie; śpiew, to moja uciecha. KSIĄŻE. W eź-że płat za swoją uciechę. BŁAZEN. Iście panie, i uciechę przyjdzie raz, nie drugi opłacić. KSIĄŻE. Teraz wolno mi już zwolnić cię ztąd. BŁAZEN. Niechaj Bożek tęsknoty weźmie was w swoją opiekę; a krawiec niech wam wykroi żupan, z podobnie mieniącego się bławatu, jak mieniący się jest wasz umysł; to czysty opali — Ludzi takiego hartu należa­ łoby wyprawiać na morza: w strachu nabrała by tam znaczenia rozmaitość ich ruchów, a tak w podróżach nie darmo przecie pochwytywali by wiatry. — B ywajcie zdrowi! (Odchodzą). KSIĄŻE. Wszyscy ustąpcie. — Jeszcze raz Cezario, Udaj się do tej wszechwładnej tyranki; (Odchodzą Curio i otoczenie). Powiedz, że miłość jaką chowam dla niój, A ta zacnością świat cały przechodzi, Nie ceni błotnych obszarów jój dziedzin;