Raz skoro padnie, bodaj się zapadło,
Przynajmniej chutnie przepadło-by wszystko.
Gdyby zabójstwo odciąć mogło skutki,
Z ofiarą, wszystko już w grobie zasnęło;
Ten cios morderczy mógł znieść po za sobą,
Choć to przynajmniej, co mu tutaj wadzi,
Na téj przeprawie, kładce doczesności; —
Radbym przeskoczyć ono przyszłe życie.
Lecz takie czyny, już tu sąd swój noszą;
Krwawe nauki, które innym dajem,
Na zgubę mistrza zwracają się same;
A równo-ważna dłoń sprawiedliwości,
Zatrutą czarę naszym jadem, do ust
Własnych nam wciska. Tutaj go osłania
Podwójna ufność; każda równie silna,
Cofnąć dłoń moją. Raz jestem mu krewnym,
Przytem lennikiem; nadto jak pan domu,
Winienem zawrzeć drzwi przed jego zbójcą,
Nie stać mu z ostrzem na życie. Krom tego,
Ten Duncan nami tak łagodnie władnął,
Wielki swój urząd tak sumiennie sprawiał,
Że jego cnoty, jak Boże anioły,
Brzmiącemi usty obwołają pomstę