Twarz ich i ręce były krwią zmazane,
I okrwawione sztylety leżały
Na ich podgłowiach. Oblicza ich dzikie,
I obłąkane, budzą podejrzenie.
O jakże żal mi téj zapalczywości,
Żem obu pobił.
Przecz, — żeś to dokonał?
Kto może razem i w jednéjże chwili,
Spoić roztropność, przezorność i wściekłość,
Prawość i słuszność? To nie rzecz jest ludzka;
Czyn który spełnił zapał przywiązania,
Prześcigł rozwagę. — Tutaj leży Duncan;
Krwią srebrne ciało jego zrumienione;
Rozwarte blizny, jakoby szczelina,
Którą zniszczenie kroczy w głąb natury;
Tam zbóje w świeżych oznakach rzemiosła;
Przy nich sztylety groźnie krwią ociekłe;
I któż by wtenczas umiarkował serce,
Pełne zapału, porywcze do czynu,
Jaki wskazało żywe przywiązania?
Pomóżcie odejść! ach!
Baczcie na Lady.
A myż będziewa niemi w tym wypadku,
Który nas głównie dotycze?