Zawisło groźnie nad tą krwawą sprawą;
Jeszcze wysoko dzień na półzegarzu,
A noc już ciemna gasi lampę słońca.
Czy noc rej wiedzie, czy się dzień jéj wstyda
Że cień już pada na oblicze ziemi,
Kiedy ta w pełném jest objęciu światła.
Tak niezwyczajnie, jak czyn co tu zaszedł;
W ostatni Wtorek górnie wieżujący
W powietrzu sokół, został napadnięty
I zadławiony od myszatej sowy.
A piękne, szybkie, czoło swego rodu,
(Dziw, jednak pewny) siekiele Duncana,
Nagle zdziczały, wyrwały się z stajni,
Biegły samopas, jakby chciały z ludźmi
Zerwać przymierze.
Powiedano nawet,
Że się zagryzły.
Tak jest, to się stało
W zdumiałych oczach moich. Otóż idzie
Tu zacny Macduff.
Co słychać na świecie,
Powiedzcie, Panie?
Alboż wam nie wiedno?
I cóż wiadomi są sprawcy zabójstwa?