Tak mówią, krew za krew; nieraz widziano
Ruchawe głazy i drzewa mówiące;
Wieszczów co znają wnętrzny węzeł rzeczy,
Jako przez kruki i kawki i wrony,
Na jaw stawiali tajemne morderstwa.
Jak późna noc już?
W zapasach z porankiem.
Więc mówisz, Macduff nie chce się tu stawić
Swoją osobą, mimo mych nalegań?
Czyś posłał za nim?
O tém wiem ubocznie,
Jednakże poślę; w każdego z nich domu,
Mam płatne sługi. Jutro znowu zejdę,
I to od rana, czarnym druchnom losu;
Muszą mi więcéj odkryć i najgorsze,
W najgorszym razie, muszą mi objawić.
Do mego celu każdym dojdę torem;
Tak już zabrnąłem, tak we krwi się kąpię,
Że mi zarówno wstecz, czy naprzód stąpię;
Rój dziwnych myśli wiruje ma głowa,
Dłoń czynu pragnie, czcze pomija słowa.
Tobie snu trzeba, zasiłku natury.
Więc dobrze, spijmy;
Ta wnętrzna walka, te obłędne drżenia,