Co słyszę, wierzę; co zdołam, naprawię;
Jeźli po temu znajdę czas powolny.
Co rozpowiadasz, to wszystko być może.
Wszakże ów tyran, na którego imie
Samo, drętwieją dzisiaj nasze usta,
Uchodził przecie za zacnego męża;
Tyś sam go kochał. On się nie posięgnął
Dotąd na ciebie. Ja zaś jestem młodzian;
We mnie masz zakład pewny jego względów.
Wszak słaby, skromny, niewinny baranek,
Bardzo przezornie składa się na ołtarz,
Gniewnemu Bogu.
Jam przecie nie zdrajca.
Lecz Macbeth zdrajca. I prawy, cnotliwy,
Cofnie się trwożnie przed nakazem władcy.
Ależ mi daruj, proszę cię; czém jesteś,
Tego myśl moja już w tobie nie zmieni.
Anioł jest światły, jednak najświetlejsi
Z aniołów spadli. Złe chociaż przywdzieje
Oponę cnoty, lecz cnota dla tego
Czém jest ostoi.
Więc wszystkie nadzieje
Mnie już odbiegły!
Gdy właśnie zabiega
Dla mnie wątpliwość. W takich dzikich czasach
Mógłżeś opuścić i żonę i dziecko,