Cisza; li sowy słychać huk daleki;
Pora dla wilka skraść się pod zasieki
I porwać jagnię; drzemią czyste serca,
Czuwa jedynie żądza i morderca.
Rozlubieżniony król zrywa się z łoża
I płaszcz zarzuca co tchu na ramiona;
Miota nim trwoga i żądza nieboża;
Ta mu pochlebia, tamta, acz ciągniona
Urokiem zbrodni, chce go od jej łona
Gwałtem oderwać, lecz wnet ją urzekła
I zwyciężyła pożądliwość wściekła.
Mieczem o krzemień uderzy agodnie,
Ażeby, ogień wykrzesawszy z głazu,
Woskową przy nim zapalić pochodnię
I mieć w niej gwiazdę, któraby odrazu
Wiodła mu oczy według żądz rozkazu:
„Ja żar dobyłem“ — rzeknie — z „zimnej bryły
Lukrecji-ż chęci me by nie zdobyły”?
I tutaj na myśl przyjdą mu bezzwłocznie
Niebezpieczeństwa, które grozić mogą
Jego zamiarom; i w duszy rozpocznie
Rozważać skutki; bladą zdjęty trwogą
I już źrenicą spoglądając wrogą
Na obnażoną broń zgnębionych chuci,
Z słusznym wyrzutem przeciw nim się zwróci: