„Zgaśnij, pochodnio, byś nie przygaszała
Złotego blasku, co nad twym przeważa;
O, zanim zdoła twa grzeszna zakała
Pokalać boskość, skonaj, myśli wraża —
Świętych kadzideł trzeba dla ołtarza!
Niech w ludzkiej duszy odraza zagości
Do spraw, plamiących biały płaszcz miłości!
„O rycerskiości i oręża sromie!
O zbezczeszczenie praojców mogiły!
O ty, wszechzbrodnio w mej zbrodni ogromie!
Mąż wojowniczy, a pachoł bez siły!
Na to postępki męskie, by chodziły
Prawemi drogi! Mój za złem tak goni,
Że się na zawsze wyryje w mej skroni!
„Tak, choć ja umrę, zbrodnia ma żyć będzie
Ohydną plamą na mej złotej szacie,
Ażeby światu wygłaszać orędzie,
Jakiej haniebnej uległem zatracie,
Tak, że wy, dzieci moje, zawołacie,
Skoro ze wstydu zapłoną wam lica
Iż lepiej nie mieć takiego rodzica:
„Cóż ja zyskuję, doszedłszy do mety?
Czczy dym! nic! pianę! Któż sprzedać jest w stanie
Wieczność za cacko? Dla krótkiej podniety