Któż rad jest znosić długie żałowanie?
Któż dla jagody niszczy krzew? Któż, panie,
Każe się berłem powalić na ziemię,
By choć raz w złotym zalśnić diademie?
„A gdy Kollatyn ujrzy cel mój we śnie,
Czyż się nie zbudzi, pomny swojej szkody,
Ażeby zbrodni mej zapobiec wcześnie,
Hańby nie puścić w małżeńskie ogrody,
Od wstydu wiek swój uratować młody,
Starość od troski, a wieczną niesławę
Na me zamysły sprowadzić plugawe?
„Znajdęż wymówkę dla swojej podłości,
Gdy do mnie z takim przybliży się knutem?
Nie zmilknież język, nie zadrżą me kości,
Nie zgaśnież oko? W cierpieniu przelutem
Nie zamrze serce?... Z winą jednym rzutem
Rośnie i trwoga; nie oprze się ona,
Nie będzie walczyć z nim, jak tchórz nie skona.
„Gdyby Kollatyn zabił mego syna
Czy mego ojca, czyhał na me życie,
Nie był mi druhem, byłaby przyczyna.
By uniewinnić czyn, spełniony skrycie
Na jego żonie: zemsta w naszym bycie
Przecież istnieje, lecz, że skrzywdzić ninie
Chcę przyjaciela, hańba ma nie zginie!