O jego losy daremnie się boi,
W tak cudny uśmiech swe lica przystroi,
Że nigdy Narcyz, zakochany w sobie,
Widząc ją, w falnym nie tonąłby grobie.
„I cóż mi wszelkie dziś uniewinnienia?!
Mówca umilka, gdzie piękność przemawia!
Głupiec li miewa wyrzuty sumienia,
Miłość się żadnych mroków nie obawia,
Ona mnie wiedzie i ona to sprawia,
Że gdzie rozwinie swój sztandar jej wola,
Tam i tchórz żaden nie ucieknie z pola.
„Więc precz ty, trwogo! Umrzyj, ty wahanie!
Lęk i rozwaga niechaj starcom służy!
Przeciwko oku me serce nie stanie!
Rzeczą jest mędrca mieć rozsądek duży!
Moją jest młodość; w mej życia podróży
Sternikiem żądza, a piękność nagrodą,
Dla niej któż liczy z burzliwą się wodą?”
Jak zboże zielskiem przytłumione głuchem,
Taki jest lęk w nim: żądza go tak głuszy:
Z nadsłuchującem podkrada się uchem
Z podłą nadzieją i niewiarą w duszy,
Sługami grzechu, które, gdy się ruszy,
W grzesznym kierunku prą go — do spokojnej
Ugody jedna, zaś druga do wojny.