Dotarł do progu, który go od nieba
Jego pożądań sam jeden oddziela.
Teraz za klamkę tylko chwycić trzeba,
Aby się dostać do wnętrza wesela;
A tak go własna bezbożność ośmiela,
Że bóstwa błaga o pomoc, jak gdyby
One wspierały wszelkie grzeszne chyby.
Lecz gdy płonemi naprzykrza się modły
Potęgom wiecznym, aby w tej godzinie
Zamiary jego do skutku przywiodły,
Ocknie się naraz i zawoła: „Ninie
Kwiat niewinności jej przeze mnie zginie,
Mająż mi pomóc one święte siły,
Którym występek taki jest niemiły?
„Miłość i szczęście, oto bóstwa moje!
Z mą wolą kroczy i odwaga w parze;
Myśli bez czynów to mar pustych roje;
Grzech najczarniejszy rozgrzeszenie maże,
Lód strachu stopi się w rozkoszy żarze;
Oko nieb zgasło, mgława noc przysłania
Wstyd, co z słodkiego idzie miłowania.”
To mówiąc, ujmie klamkę i odmyka,
Prąc kolanami, komory wierzeje:
Śpi gołębica, nie czując puszczyka;