Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Nie widać zdrajcy, a zdrada się dzieje;
Precz skaczesz z miejsca, gdzie żmija się grzeje:
Ona, nie mając w sobie żadnej trwogi
Przed żądłem śmierci, w sen zapadła błogi.

LIII.

I do komnaty niegodziwie wkroczy,
Do jej łożnicy, dotąd nieshańbionej:
Pożądliwości pełne jego oczy,
Na zasunięte spojrzawszy przesłony,
Wirują w głowie; wzrok ten rozogniony,
Uwodząc serce, pcha dłoń, niech roztrąca
Obłok, co skrywa srebrny blask miesiąca.

LIV.

Patrzaj, jak słońce, w promienistej łunie
Z chmur się wyrwawszy, pozbawia nas wzroku,
Tak on, gdy owe przesłony rozsunie,
Mruży oczami, bądź to, że potoku
Większego światła nie znosi w swem oku,
Bądź też iż wstyd mu wystąpił na lice,
Dosyć, że musi zamykać źrenice!

LV.

O, nim ujrzały czar swej własnej zbrodni,
Czemuż nie zgasły w swych powiek komorze?
Kollatyn wtedy dzieliłby najgodniej
Niepohańbione z swą Lukrecją łoże!...
Na to rozwarły się, aby to boże
Zabić przymierze, być przyczyną zguby
Radości życia tej Lukrecji lubej!