Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/25

Ta strona została przepisana.
LVI.

Ręka liljowa z pod twarzy różowej
Poduszce prawy całunek porywa,
A ta na dwie się wydyma połowy
Z gniewu, że jedna z nich skrzywdzoną bywa;
I tak jej głowa śród tych wzgórz spoczywa,
Tak ona leży niby pomnik cnoty
Na podziw oczu lubieżnej sromoty.

LVII.

Druga jej ręka na zielonej leży
Kołdrze, przy łoża krawędzi; w swej bieli
Jest niby w trawie kwiat stokrotki świeży —
By rosa nocna, tak się na niej ścieli
Wilgoć perlista; czar jej ócz anieli
To czar nagietków, zanim się otworzą,
Ażeby ranną zachwycać się zorzą.

LVIII.

Jej oddech igra z złotych włosów smugą —
Przepyszna skromność i przeskromna pycha,
Pokazujące rzecz jedną i drugą:
Na polu śmierci triumfem oddycha
Życie, a obok życia nie usycha
Śmierć, jakby walki śród nich już nie było,
Jakby śmierć w życiu, życie w śmierci żyło!

LIX.

Niby dwa z kości słoniowej globusy
Są te jej piersi — dwa dziewicze światy,
Które ku innym nie znają pokusy