Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/33

Ta strona została przepisana.
LXXXIV.

„Przez wzgląd na męża puść! On druh twój miły!
Przez wzgląd na siebie puść! Masz chwytać w sieci
Ty, człowiek silny, kobietę bez siły?
Nie oszukuj mnie! Oszustwem nie świeci
Skroń twa! Westchnienia me, jak wiew zamieci,
Oby cię precz stąd uniosły!... Twą duszą
Niech moje łkania, łzy, jęki poruszą!

LXXXV.

„Jak oceanu rozburzone wały,
Tak one biją w twoje serce z głazu,
Aby je zmiękczyć mógł ich napór stały;
Głaz się roztapia w płynie, ty od razu
Maszże być twardszy? Z litości nakazu
Rozpłyń się w łzach mych! Poddaj się jej chutnie,
Ona przenika i żelazne wrótnie.

LXXXVI.

„Niby Tarkwinja ugościłam ciebie:
Aby go shańbić, potoś przybył do mnie
W jego postaci? Na zastępy w niebie!
Królewskie imię jego jak ogromnie
Bezcześcisz dzisiaj! Nie jesteś przytomnie,
Czem być się zdajesz, królewskość twa mami,
Gdyż król boskiemi chodzić ma drogami.

LXXXVII.

„Jakież na starość hańba da ci plony,
Jeśli kiełkuje grzech twój już przed wiosną?
Tak postępując, nadzieją wiedziony,