Głowę jej skrywa w nocnych szat oponie,
Aby krzyk stłumić, co tak się użala;
Twarz swą ostudza w łzach jej, w których tonie
Wstydliwe oko — nieszczęsna to fala!
Że też rozpusta takie łoże kala!
Gdyby łzy mogły zmyć podobną plamę,
Wiekby płakały źrenice te same.
Droższy od życia skarb straciła ona,
On radby stracił zyski, karą tchnące:
Spór znów wymusi zgoda wymuszona,
Chwilowa rozkosz długie trosk miesiące,
W zimny wstręt chuci zmienią się gorące:
Niewinność żądza złodziejska okradła
I jeszcze w większe ubóstwo popadła.
Jak syte sępy albo psy legawe
Opuszcza węchu czy ścigania siła,
Że już nie dbają o łup, o tę strawę,
Co im z natury nadewszystko miła,
Tarkwinjusza tak noc przesyciła:
Przesyt, któremu towarzyszą bole,
Wchłonął żyjącą pochłanianiem wolę.
Nie dotrze żadne wyobraźni dzieło
Do głębin grzechu! Pijane pragnienie
Wyrzuci z siebie to, co pochłonęło,