Zanim swe własne ujrzy obrzydzenie;
Żądzy nie ugnie żadne tłumaczenie,
Nic jej uporem szkapim nie zawładnie,
Dopóki sama ze sił nie opadnie.
Potem z wybladłem, zbiedzonem obliczem,
Z ociężałemi oczy postać chuci,
Ledwie się wlokąc, czując się już niczem,
Na swą się dolę skarży, jak bankruci:
Ciało, gdy mocne, na piękność się rzuci,
Lecz osłabnąwszy, przebaczenia błaga —
Już buntownika odbiegła odwaga.
„Tak ma się sprawa z władcą rzymskim, który
Do tego celu zmierzał tak namiętnie,
Lecz dziś ogłasza swój wyrok ponury,
Że los swój zawarł po wiek w hańby piętnie,
Że chram swej duszy rozburzył doszczętnie,
Że do jej gruzów tłumy się pogarną,
By jej urągać, czemu jest tak marną?
Ona odpowie, że jej zbuntowani
Słudzy zniszczyli ściany jej kościoła,
Że ich śmiertelny grzech, tak wrogi dla niej,
Jej nieśmiertelność ujarzmił, że zgoła
W wieczne ją strącił męki, co dokoła
Czyhają na nią i że żadnym zwrotem
Ujść im nie mogła, choć wiedziała o tem,