Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/43

Ta strona została przepisana.
CXIX.

„Ten srom, ta boleść, ten wstyd, co się płoni,
Choć go nie widzą ci, którym dopieka!
Hańbę, wyrytą w Kollatyna skroni,
Tarkwinjusz czytać będzie już zdaleka:
„W czasie pokoju rannego masz człeka,
A nie w czas wojny!“ Ach! często się zdarza,
Że zna zniewagę li ten, co znieważa.

CXX.

„Był li twój honor, Kollatynie, we mnie,
Co gwałt go zabrał! Przedtem w miód bogata,
Dzisiaj żyć muszę jak truteń! Nikczemnie
Wzięli mi zapas, zgromadzon w czas lata:
Chyłkiem przedostał się szerszeń ze świata
W ten ul twój słaby! Z niczem się nie liczy
I miód wykradnie twej pszczole dziewiczej.

CXXI.

„Jeślim jest winna, że w twą cześć ugodził,
Tom go dla czci twej przyjęła w pokoje;
Miałamże, jeśli od ciebie przychodził,
Niegościnnością hańbić imię twoje?
Przytem on wielce skarżył się na znoje,
Mówił cnotliwie. O gdzież znaleźć zbrodnię,
Gdy cnotę hańbi taki czart niegodnie!?

CXXII.

„Czemu się robak wgryza w pęki młode,
A do gniazd wróblich czemu jajka składa
Wstrętna kukułka? Przecz kryniczną wodę