Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/53

Ta strona została przepisana.
CLIV.

„Wara mnie truć się jadem mej brudoty,
Grzech mój chytremi osłaniać wykręty,
Grunt jego czarny przebarwiać na złoty,
Ukrywać prawdę tej nocy przeklętej!
Mój język wyzna wszystko: jak odmęty
Górskich potoków rzeźwią halne trawy,
Tak łzy me spłuczą wszelki kał z mej sławy“.

CLV.

I tu urwała swe nocne śpiewanie
Ta zawodząca, smutna Filomela.
Noc schodzi zwolna w piekielne otchłanie,
Ranek spłoniony już światła udziela
Oczom, co biorą je, pełne wesela,
Tylko Lukrecja nie chce widzieć siebie,
Rada się w nocy na zawsze pogrzebie.

CLVI.

Przez wszystkie szpary wnika dzień, widocznie
Pragnąłby dotrzeć, gdzie ona w żałobie.
I ona, łkając, „Oko ócz!” — rozpocznie,
„Poco zaglądasz w me okna. Idź sobie!
Łaskocz promieniem tych, co śpią w tej dobie!
Ma-ż mi piętnować skroń twych blasków siła?
Cóż dniu do tego, co noc popełniła!”

CLVII.

Tak się ze wszystkiem spiera, tak się wadzi:
W naturze bolu prawdziwego leży
By krnąbrność dziecka: nikt mu nie poradzi,