Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/59

Ta strona została przepisana.
CLXXV.

Powie uprzejme dzień dobry swej pani
Głosem, gdzie skromność każdy człek wyczyta;
Ze smutkiem widzi ciężką troskę na niej,
Gdyż twarz jej troski welonem zakryta,
Ale odwagi brak jej: nie zapyta,
Czemu jej słońca dwa przesłania chmura,
Czemu jej lica zrasza mgła ponura?

CLXXVI.

Jak ziemia płacze przy gasnącem słońcu,
Gdy każdy kwiat jest jak łzawa źrenica,
Tak też i w oczach jej okrągłych w końcu
Łzy się gromadzą: służebna dziewica,
Patrząc na słońca, gasnące śród lica
Tej swojej pani, niby w morskiej toni,
Sama, jak rośna noc, swe ślozy roni.

CLXXVII.

Dobrą tak chwilę obok siebie stały
Dobre istoty dwie, by dwie cysterny.
Jedna do płaczu powód ma niemały,
Druga zwyczajem towarzyszki wiernej
Tryska łez falą. Już to płacz nadmierny
Jest cechą niewiast: jeśli jedna płacze,
Płacze i druga: wspólne ich rozpacze!

CLXXVIII.

Niewiasta z wosku, mężczyzna jest z głazu,
Przeto stosuje się do głazu woli
Wosk przyciśnięty: bierze kształt odrazu,