Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/67

Ta strona została skorygowana.
CCIII.

Tu ktoś opiera dłoń na jakiejś głowie,
A nos mu kryje w cień ucho sąsiada;
Tam ktoś się cofa, ścisnęło go mrowie,
Aż się zaperzył; tutaj nowa zwada:
Ktoś klnie i wrzeszczy, wściekłość to nielada:
Miecz gniewu miałby do rozpraw ochotę,
Gdyby nie tony słów Nestora złote.

CCIV.

Jest wyobraźnia, sierdząca się hucznie,
Jest zwarty pomysł, który widza mami;
Zamiast Achilla masz li jego włócznię
W zbrojnej prawicy; on sam za ramami
Li oku ducha widzialny; przed nami
To ręka, noga, twarz — cóż zresztą zrobię?
Tę resztę muszę wyobrazić sobie.

CCV.

A kiedy Hektor, otucha jedyna,
Wyruszył w pole z poza murów Troi,
Niejedna matka śledzi swego syna,
Po pięknej tarczy poznawszy i zbroi,
A choć w jej oczach, widać, radość stoi,
Przecież, jak w lustrze ciemne jakieś plamy,
My w tej nadzieji jakby trwogę mamy.

CCVI.

A od Dardanu, od zamętu bitwy
Krew w Simoisa cieknie głąb; z oprawy
Trzcin jego fale, wojennej gonitwy