Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/73

Ta strona została przepisana.
CCXXIV.

I tutaj wściekłość taka ją opada,
Że precz z jej piersi cierpliwość ucieka,
Zdrajcę Synona rozszarpać by rada,
Bo przypomina jej gościa, człowieka,
Dzięki któremu na wstręt dziś narzeka,
Jaki ma k’sobie. Ale wnet zawoła:
„Głupia-m! On rany nie odczuje zgoła!”

CCXXV.

Tak to faluje żal jej bezustanku;
Śród tych narzekań chwila chwilę nuży;
Tęskni za nocą, a pragnie poranku,
A ten i tamta trwają czas zbyt duży —
Czas i najkrótszy przy troskach się dłuży.
Rzadko się tulą do snu bóle człecze,
Dla czuwających czas się strasznie wlecze.

CCXXVI.

Czas, który przy tym spędziła obrazie,
Ukradła oto dumaniom nad sobą;
Od własnych uczuć uciekłszy na razie,
Innych się ludzi zajęła żałobą,
Swój żal w nich gubiąc tą nieszczęsną dobą.
Myśl, że i inny nieszczęśliwym zwie się
Wprawdzie nie leczy, przecież ulgę niesie.

CCXXVII.

Wtem wraca sługa, a z nim razem macie
I jej małżonka ze swych druhów gronem.
Lukrecja wita go w żałobnej szacie,