Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/77

Ta strona została przepisana.
CCXXXVIII.

Tu on, nieszczęsny nabywca tej doli,
Z spuszczoną głową, z głosem, co w zatargi
Idzie z boleścią, strasznie się mozoli —
Ze smutkiem w oku —, iżby z swojej wargi,
Jak wosk wybladłej, móc wydobyć skargi
Ale daremnie! Widzi, jak w pośpiechu
Dech mu z powrotem topi się w oddechu.

CCXXXIX.

Jak wał spieniony z taką się złowrogą
Poprzez łuk mostu szybkością przeciska,
Że go twe oczy prześcignąć nie mogą,
I znów do swego wraca legowiska,
Skąd znowu pnie się jego wściekłość śliska,
Tak też i troska jego to się wzbiła
Wgórę, to na dół opada, jak piła,

CCXL.

Ból jego niemy ta biedna niewiasta
Śledzi i tem go budzi: „Przez złowieszcze
To zatroskanie twe ma troska wzrasta:
Fala nie słabnie, kiedy rosną deszcze;
Twój ból to sprawia, że ja bardziej jeszcze
Ból mój odczuwam! Dostateczna miara,
Jeżeli płacze jedna oczu para.

CCXLI.

„Dla mnie, jeżeli mogę ci być droga,
Dla twej Lukrecji, spraw, byś w tym momencie,
Co tchu, mnie pomścił: zabij swego wrogą,