„Lustro rozbite! Ileż to mi razy
Pokazywałaś, żem odmłodniał w tobie,
A teraz, pełne śmiertelnej już skazy,
Mówią, że jestem kościotrup przy grobie!...
Z lic swych wyrwałaś mój obraz, w złej dobie
Stłukłaś zwierciadła mego czar bogaty,
Że już nie widzę, czem byłem przed laty!
„Powstrzymaj bieg swój, przestań trwać, o Czasie,
Gdy żyć przestają ci, którym należy
Żyć przed innymi! Zgniła śmierć czyż ma się
Brać li do silnych, w grób ich spychać świeży?
Giń, stara pszczoło! Młoda li niech dzierzy
Miód swój! Patrz, córko, jak się ojca grzebie,
Nie bym ja patrzał, jak chowają ciebie!”
I tu Kollatyn jakby z snu się cuci,
Na odtrącenie ojca się wysili
I sam w krwi strumień Lukrecji się rzuci
I twarz w niej kąpie strwożoną. Sądzili
Jego druhowie, że skończy tej chwili,
Lecz wstyd go męski postawi na nogi,
By żył i pomścić mógł ten skon jej srogi.
Ból, szalejący w głębi jego duszy,
Nałożył pęta na władzę języka.
I ten, szalony, że go w takiej głuszy