Strona:William Shakespeare - Lukrecja.djvu/9

Ta strona została przepisana.
I.

Od obleganej Ardei, legjony
Rzymskie rzuciwszy, Tarkwinjusz wyrusza,
Na skrzydłach żądzy zdradzieckiej niesiony:
W mury Kollacjum namiętność go zmusza
Nieść żar ukryty, którym tleje dusza:
Zbrudzić Lukrecję, to chuć w nim jedyna,
Niepokalaną miłość Kollatyna,

II.

„Niepokalaną!” To zaostrza właśnie
Jego żądliwość, kiedy mu przed oczy
Stawia niebaczny Kollatyn te jaśnie,
Ten blask czerwony i biały, uroczy
Cud, niezrównanie lśniący na roztoczy
Jego rozkoszy: ma je li dla siebie
Te krasy, piękne, jak gwiazdy na niebie.

III.

Noc bowiem przedtem odkrywał w namiocie
Tarkwinjusza, jaki skarb bez miary
Posiadł w swem życiu, jakież to mu krocie