Królu Szkocki! ach uważ okropność téj chwili,
Ledwieśmy do ucieczki męztwem ich zmusili,
Gdy Norwegczyk wzmocniony hufcami nowémi,
Z szaloną się wściekłością rzucił na nas z niemi.
Przeraziłaż mych wodzów ta burza grożąca?
Jak się orzeł skowronka, lew lęka zająca,
Byli oni, jak działa z podwójnemi strzały,
Bo ciosy ich po ciosach na wrogów padały.
Czy chcieli krwi powodzią tę ziemię zakrwawić?
Czyli nową Golgotą pole bitwy wsławić? —
Lecz już mdleję — o pomoc wołam raną moją.
Równie ci twoje słowa — jak rany przystoją,
Bo tchną męztwem. — Polecić lekarzom rycerza.
Któż to biegnie?
Tan Rossu spiesznie tutaj zmierza.
Radość, pospiech, wieść dziwna w oczach jego błyska.
Niech żyje król! —
Zkąd spieszysz?
Spieszę z bojowiska,
Gdzie w powietrzu sztandary Swena powiewały,
Przejmując w swym powiewie dreszczem nasz lud cały.
Sam król Norwegski z siłą potężną napada,
Niecnego zdrajcy wsparła go nikczemna zdrada.
Kawdor cię zdradził. — Walka wszczęła się straszliwa,
Lecz nowy oblubieniec Bellony przybywa.