Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/106

Ta strona została przepisana.
104[328—357]
WILLIAM SHAKESPEARE

MAKBET:Płony
Trud twój; z tą samą umiałbyś łatwością
Ostrym swym mieczem przeciąć to powietrze
Nie do przecięcia, jak mnie tutaj zranić.
Dlatego zwróć go przeciw słabszym czubom!
Zaczarowane je st me życie: człowiek,
Zrodzon z niewiasty, wziąć mi go nie zdoła.
MAKDUF: Zwątpij więc w czary, i anioł, któremuś
Przez całe życie służył, niech ci powie,
Że Makduf został wypruty przed czasem
Z łona swej matki.
MAKBET:Przeklęty niech będzie
Język, co to mi powiedział, albowiem
Zniweczył we mnie lepszą część męskości!
I niechaj odtąd nie znajdują wiary
Kuglarskie moce, co nas dwuznacznemi
Uwodzą słowy, wlewając nam w uszy
Czcze przyrzeczenia, łamiące nadzieję!
Ja z tobą walczyć nie będę...
MAKDUF:A zatem
Poddaj się, tchórzu! Żyj na widowisko
Naszego czasu, abyśmy twój obraz
Niby jakiegoś rzadkiego potwora
Mogli na żerdzi zatknąć i podpisać:
„Tu do widzenia jest tyran!“
MAKBET:Nie myślę
Ja się poddawać, ażeby całować
Ziemię pod stopą młodego Malkolma
I być ścigany klątwami pospólstwa.
Choć las birnamski podszedł pod Dunzynan,
A ty zaprzeczasz, żeś zrodzon z niewiasty,
Spróbuję dotrwać do końca; swe piersi
Osłonię tarczą rycerską! Makdufie,