Tanem Glamisu jesteś i Kawdoru
I będziesz tem, czem być masz według tego,
Jak przyrzeczono-ć. Ale ja się lękam
Twojej natury. Za wiele w niej mleka
Ludzkiej dobroci, ażeby najkrótszą
Wybierać drogę: ty pragniesz być wielkim,
Nie brak ci żądzy sławy, jeno nie masz
Niegodziwości, która jest niezbędną
Jej towarzyszką. Na oku wysokość,
A świętobliwa co krok uniżoność.
Nieprawo graćbyś nie chciał, ale wygrać
Pragnąłbyś krzywo. Chciałbyś, o Glamisie,
Mieć to, co woła: „Winieneś tak działać,
Jeżeli pragniesz to posiąść, a czego
Dokonać lękasz się bardziej, niż pragniesz,
Iżby nie było dokonanem.“ Spiesz się
Do mnie, ażebym mogła swego ducha
Przelać w twe uszy i następnie siłą
Swego języka wychłostać to wszystko,
Co cię odgradza od złotej korony,
Którą cię losy i nadprzyrodzona
Pomoc widocznie chcą ukoronować.
Jakie masz wieści?
SŁUGA: Król będzie tej nocy.
LADY MAKBET: Chybaś oszalał, jeżeli to mówisz.
Nie jestże pan twój z nim? Gdyby tak było,
Byłby mnie przecież uwiadomił, celem
Przygotowania...
SŁUGA: Prawda, proszę łaski.
Tan nasz jest w drodze. Jeden z mych kamratów
Popędził naprzód i nieomal konał
Z braku oddechu, którego miał tyle,
Że mógł zaledwie spełnić swe poselstwo.