Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/24

Ta strona została przepisana.
22[391—417
WILLIAM SHAKESPEARE

LADY MAKBET:
Niech się nim zajmą! Wielką wieść przynosi.

(SŁUGA wychodzi)

Kruk nawet ochrypł, kracząc mi o onem
Złowróżbnem przyjściu Dunkana w me ściany.
Zbliżcie się, duchy, wy, co podsycacie
Myśli mordercze, ze płci mnie wyzujcie
I wypełnijcie mnie od stóp do głowy
Najohydniejszem okrucieństwem! Zgęście
Krew mą i przystęp zamknijcie wyrzutom,
By nawiedźmy skruszonej natury
Mem przedsięwzięciem nie zachwiały srogiem
I nie zawarły pokoju pomiędzy
Niem a działaniem. Zbliżcie się do moich
Piersi kobiecych, w żółć przemieńcie mleko,
Wy, sługi m ordu, gdziekolwiek czyhacie
W swych niewidzialnych postaciach na zgubę
Świata! Chodź, nocy posępna, i w piekła
Dym najczarniejszy się otul, by ostry
Nóż mój nie widział ran, które zadaje,
Ażeby niebo przez mroków zasłonę
Nie zaglądnęło i nie zawołało:
„Stój! Stój!“

(wchodzi MAKBET)

O wielki Glamisie! Dostojny
Tanie Kawdoru! Według następnego
Wszechpozdrowienia większy od obydwóch!
List twój mnie przeniósł poza to dziś marne —
W tej chwili czuję przyszłość.
MAKBET: Luba żono,
Dunkan tu zjedzie tej nocy.
LADY MAKBET: A kiedy
Odjedzie od nas?
MAKBET: Jutro. Tak zamierza.