Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/25

Ta strona została przepisana.
[418—442]23
MAKBET — AKT I

LADY MAKBET: O, nigdy słońce nie ujrzy owego
Jutra! Oblicze twoje, o mój tanie,
Jest jako księga, gdzie człek może czytać
Przedziwne rzeczy. Chcesz li czas oszukać,
Patrz okiem czasu; noś uprzejmość w oczach,
W ręku, na ustach i zawsze wyglądaj,
Jak kwiat niewinny, ale niechże pod nim
Kuli się żmija!... Ten, co tu przychodzi,
Musi być dobrze obsłużon, a pan mój
Niech moim myślom zostawi to wielkie
Zadanie nocy dzisiejszej, co wszystkim
Przyszłym dniom naszym i nocom m a całe
Nieuszczuplone dać władztwo i chwałę.
MAKBET: Pomówim o tem.
LADY MAKBET: Patrz jasno, mój drogi!
Zmieniać oblicze jest oznaką trwogi.
Resztę zdaj na mnie!

(wychodzą)
SCENA VI.
Przed zamkiem Makbeta.
(Surmy. Słudzy Makbeta rozstawieni z pochodniami. Wchodzą DUNKAN, MALKOLM, BANKO, LENNOKS, MAKDUF; ROSSE, ANGUS i świta)

DUNKAN: Zamek ten w miłem położony miejscu;
Powietrze lekkie i łagodne, samo
Mym delikatnie zaleca się zmysłom.
BANKO: A ten gość letni, jerzyk, co się gnieździ
W murach świątynnych, wskazuje na miłą
Swoją lepiankę, że niebo ponętnym
Tchnie tu oddechem. Niema tutaj wnęku,
Pułapu, gzymsu, podpory, gdzie ptak ten
Nie przyczepiłby wiszącej kołyski