Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/26

Ta strona została przepisana.
24[443—471
WILLIAM SHAKESPEARE

Dla swoich młodych; gdzie on się najchętniej
Mnoży i gości, ta m bywa, widziałem,
Powietrze wielce przyjemne.

(wchodzi LADY MAKBET)

DUNKAN: Patrzajcie!
Nasza czcigodna gospodyni! Miłość,
Pospieszająca za nami, częstokroć
Jest dla nas trudem, myśmy przecież wdzięczni,
Jak o że właśnie jest miłością. Przeto
Proszę tu panią, abyś nam raczyła
Za swe starania powiedzieć: „Bóg zapłać!“
I podziękować za swój trud.
LADY MAKBET: Wszelakie
Nasze usługi, po dwakroć pod każdym
Spełniane względem, a p otem w dwójnasób
Byłyby biedne i błahe, jeżeli
Pójśćby zechciały w zawody z głęboką
I tak rozległą miarą tych zaszczytów,
Które na dom nasz zlewa wasz majestat.
Za one dawne i za te ostatnie
Wszystkie godności, któreś skupił na nas,
Modlić się będziem za ciebie.
DUNKAN: A gdzież jest
Hrabia Kawdoru? Myśmy mu na pięty
Następowali, chcieliśmy być jego
Kwatermistrzami, lecz on dobrze jedzie,
A jego miłość, bystra, jak ostroga,
Przywiodła w dom go przed nami. Szlachetna
I piękna nasza gospodyni, twoim
Jesteśmy gościem w noc tę.
LADY MAKBET: Słudzy waszej
Królewskiej mości mają swoje sługi,
Siebie i wszystko, co jest ich, jedynie
W najem, ażeby, jeżeli zapragnie