Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/28

Ta strona została przepisana.
26[498—527
WILLIAM SHAKESPEARE

A nic sam brać się do noża. Poza tem
Dunkan swe rządy sprawiał tak łagodnie,
Tak nieskalany był w swych obowiązkach,
Że jego cnoty będą, niby grzmiące
One języki aniołów, potężny
Głos potępienia wyrzucać przeciwko
Tym, co go tutaj sprzątnęli. A litość,
Niby to nagie nowonarodzone
Dziecię, lub jako ów cherub niebiański,
Na niewidzialnych pędzący rumakach,
Będzie, dosiadłszy burzy, wiała wszystkim
W oczy tym czarnym, tym ohydnym czynem,
Aż wicher osuszy wszelkie łzy. Brak ostróg,
Któreby bodły boki mej pokusy.
Mam tylko dumę, co sama się spina,
Aby, stanąwszy dęba, wpaść na drugich.

(wchodzi LADY MAKBET)

I cóż? Co słychać?
LADY MAKBET: Właśnie w stał od stołu;
Dlaczego, mężu, wyszedłeś z izbicy?
MAKBET: Pytał się o mnie?
LADY MAKBET: Co? Ty nie wiesz o tem?
MAKBET: Nie postępujmy już dalej w tej sprawie!
Dopiero co mnie obdarzył godnością,
I ja u ludu wszelakiego złotą
Zyskałem sławę — trzeba ją utrzymać
W tym jej najświeższym blasku, a nie rzucać
Precz tak skwapliwie.
LADY MAKBET: Azali pijana
Była nadzieja, którąś się przystroił?
Spała li dotąd i teraz się budzi,
Aby, zielona i pobladła z trwogi,
Spoglądać na to, na co tak swobodnie
Patrzała przedtem? Odtąd i twą miłość