Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/36

Ta strona została przepisana.
34[116—143]
WILLIAM SHAKESPEARE

MAKBET: Ale dlaczegom nie mógł wyrzec: „Amen“?
Potrzebowałem wielce zmiłowania,
A w gardle „Amen“ utknęło.
LADY MAKBET: Nie trzeba
Na taki sposób w takich grzebać sprawach,
Bo można przytem oszaleć.
MAKBET: Słyszałem,
Tak mi się zdało, głos wywołujący:
„Niema snu więcej! Makbet sen zabija!
O, sen niewinny, sen, rozplątujący
Zwikłaną przędzę trosk, jest skonem życia
Każdorazowych dni, sen — kąpiel znojnej
Pracy i balsam dla dusz udręczonych,
Wielkiej natury drugi bieg, na uczcie
Życia naczelny karmiciel...“
LADY MAKBET: Co mówisz?
MAKBET: „Niema snu więcej!“ Tak w całym
Domu: „Sen zabił Glamis i dlatego
Kawdor nie zaśnie już nigdy! Już nigdy
Nie zaśnie Makbet!“
LADY MAKBET: I któż to tak wołał?
Dostojny tanie, osłabiasz szlachetną
Moc swego ducha, majacząc o rzeczach
Tak chorobliwie. Idź, weź trochę wody
I to świadectwo wstrętne z rąk swych obmyj!
Pocoś tu z sobą przyniósł te sztylety —
Tam jest ich miejsce! Odnieś je i pomaż
Krwią śpiące sługi!
MAKBET: Nie pójdę już więcej!
Z przestrachem myślę o tem, com uczynił.
Popatrzeć na to jeszcze raz, ja nie mam
Odwagi w sobie.
LADY MAKBET: Kaleko na duchu,
Daj mi sztylety! Śpiący i umarli