Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/41

Ta strona została przepisana.
[244—269]39
MAKBET — AKT II

Strząśnijcie z siebie sen, konterfekt śmierci,
I na śmierć samą popatrzcie! O, wstańcie,
Wstańcie, zobaczcie wielki obraz Sądu!
Malkolmie! Banko! Wstańcie, jakby z grobu,
I pospieszajcie, jak duchy, by jeszcze
Powiększyć grozę!

(bicie w dzwony na alarm)
(wchodzi LADY MAKBET)

LADY MAKBET: Cóż to za wypadek,
Że przeraźliwy głos trąby wyrywa
Ze snu mieszkańców domu i zwołuje
Na te narady?... Mówcie! Mówcie! Mówcie!
MAKDUF: O ty, dostojna pani! Nie dla ciebie
Jest to, co mógłbym powiedzieć; wiadomość,
Jeśli ją zechcę powtórzyć i trafić
W niewinne uszy, gotowa je zabić.

(wchodzi BANKO)

O Banko! Banko! Nasz władca królewski
Zamordowany!
LADY MAKBET: Biada! W naszym domu?
BANKO: W czyimbykolwiek, nazbyt to okropne,
O drogi Dufie, błagam cię, odwołaj
I powiedz, że to nieprawda!

(wraca MAKBET i LENNOKS)

MAKBET: Gdybym był umarł na godzinę przedtem,
Miałbym za sobą szczęśliwy czas życia;
Albowiem odtąd niema nic znacznego
W śmiertelnym bycie, wszystko jest li szychem!
Umarła chwała i świętość; ściągnięto
Wino żywota, zostały jedynie
Męty w tym lochu (wskazuje zamek), by się chełpił niemi.

(wchodzą MALKOLM i DONALBEIN)

DONALBEIN: Kogoż spotkało nieszczęście?