Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/60

Ta strona została przepisana.
58[316—341]
WILLIAM SHAKESPEARE

Naszego Banka osoba, którego
Wolę obwiniać o brak uprzejmości,
Niż ubolewać nad jakiemś nieszczęściem.
ROSSE: Ta jego tutaj nieobecność, panie,
Przynosi ujmę jego przyrzeczeniu.
Wasza wysokość raczy nas zaszczycić
Swem towarzystwem.
MAKBET: Cały stół zajęty.
LENNOKS: Tu, panie, miejsce wolne.
MAKBET: Gdzie?
LENNOKS: Tu, panie.
Cóż to tak waszą wysokość porusza?
MAKBET: Kto z was to zrobił?
PANOWIE: Panie, co takiego?
MAKBET: (do ducha)
Nie możesz tego bynajmniej powiedzieć,
Żem ja to sprawił! Nie wstrząsaj tak ku mnie
Skrwawionym włosem!
ROSSE: Panowie, powstańcie!
Jego wysokość czuje się niedobrze.
LADY MAKBET:
Siedźcie, czcigodni przyjaciele! Mąż mój
Często jest taki; ma to od młodości.
Proszę was, siądźcie! Słabość to chwilowa;
Przyjdzie do siebie w minucie; zwracanie
Na to uwagi podraźni go tylko
I zwiększy jego dolegliwość. Jedzcie,
Nie spoglądajcie na niego... (do Makbeta) Tyś mężem?
MAKBET: Tak, i odważnym, jeśli mogę patrzeć
Na coś takiego, przy czem szatan zbladłby.
LADY MAKBET:
Szczególna sprawa! Przegodny to obraz
Twego przestrachu, tak, jak ów z powietrza
Wysnuty sztylet, który cię, jak rzekłeś,