Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/64

Ta strona została przepisana.
62[421—442]
WILLIAM SHAKESPEARE

MAKBET:Słyszałem ubocznie,
Lecz myślę posłać. Niema między nimi
Ani jednego, w któregobym domu
Nie trzymał sługi na mym żołdzie, Jutro —
Nie odkładając — pójdę do czarownic;
Muszą mi one powiedzieć coś więcej.
Pragnę usłyszeć o czemś i najgorszem,
Co najgorszemi spełni się środkami.
Mojemu dobru wszystko już posłuży;
Tak już dalekom zabrnął w krwi kałuży,
Że, gdybym nie chciał iść dalej, cofnięcie
Byłoby równie przykre, jak i brnięcie.
Mam rzeczy w głowie, które spełnić muszę,
Nim do namysłu spowodują duszę.
LADY MAKBET:
Snu ci potrzeba, wczasu wszystkich natur.
MAKBET:
Więc chodźmy spocząć. Wprawiła mnie w dreszcze
Trwoga, do której nie przywykłem jeszcze.
Młodziśmy dotąd w działaniu:

(wychodzą)
SCENA V.
Wrzosisko.
(Grzmot. Wchodzą TRZY CZAROWNICE i spotykają się z HEKATĄ)

PIERWSZA CZAROWNICA:
Cóż to, Hekato, cóż to? Patrzysz gniewnie?
HEKATE: Nie mam słuszności, ty babski, zuchwały,
Bezwstydny rodzie? Jakże wyście śmiały
Razem z Makbetem kręcić, knuć,