Wzniecać, podżegać mordu chuć,
A mnie, czarodziejstw swych mistrzynię,
Mnie, co, gdzie mogę, zło wciąż czynię,
Od swego dzieła trzymać zdala,
Gdy się wam święci, gdy przewala?
A co najgorsza, że wasz czyn
Zgarnął dla siebie podły syn,
Który, jak każdy wstrętny gad,
Nie wam, lecz sobie służy rad.
Ale naprawcie: dalej wlot
Do Acherontu spieszcie błot,
Tam mnie spotkacie, tam on będzie,
By poznać losów swych orędzie;
A w pogotowiu miejcie kotły,
Wszystko, co trzeba, czary, miotły!
Ja ulatuję już do góry
Zgotować w nocy czyn ponury:
Zanim pojawi się południe,
Spełni się rzecz straszliwa cudnie!
Wisi na rogu tym miesiąca
Kropla, wyziewem ciężkim tchnąca,
I tę ja ściągnę ładnie, składnie;
Zanim na ziemię tu upadnie,
Przedystyluję i w tej porze
Czarami widmo sztuczne stworzę,
Co otumani tak mu zmysły,
Ażeby całkiem się rozprysły:
Losem i śmiercią, trwogą wzgardzi.
Nadzieja wzbije się najbardziej
Nad wszelki rozum, a wszak wiecie,
Że dla człowieka na tym świecie
Największym wrogiem pewność siebie:
Ona go zmiażdży i pogrzebie.
(muzyka i śpiew za sceną: „Chodźże tu, Chodźże tu!“ i t. d.)