Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/80

Ta strona została przepisana.
78[277—295]
WILLIAM SHAKESPEARE

LADY MAKDUF:Spodziewam się tego,
Że nie jest w miejscu tak niecnem, ażeby
Mogli go zastać w niem podobni tobie.
PIERWSZY MORDERCA: On zdrajca!
SYNEK:Kłamiesz, ty łotrze kudłaty!
PIERWSZY MORDERCA:
Cóż to ty, jajo! Ty, pisklę zdradzieckie!

(przebija go)

SYN: Zabił mnie, matko! Proszę cię, uciekaj!

(umiera)
(LADY MAKDUF wybiega, krzycząc „Mordercy!“, za nią ścigający ją MORDERCY)
SCENA III.
W Anglji.
Przed pałacem króla.
(Wchodzą MALKOLM i MAKDUF)

MALKOLM: Chodźmy poszukać ustronnego cienia
I tam wypłaczmy smutną pierś aż do dna.
MAKDUF: Chodźmy pochwycić raczej miecz zabójczy
I, jak przystało prawym mężom, podnieść
Ród nasz zwalony. W każde nowe rano
Nowe wdów jęki, nowe krzyki sierot!
Nowe wciąż smutki biją w lico nieba,
A ono tak się odzywa, jakgdyby
Współczuło z Szkocją i temi samemi
Wyło zgłoskam i boleści.
MALKOLM:Ja pragnę
To opłakiwać, w co wierzę, a wierzyć
W to, co mi mówią; pragnę też naprawić,
Skoro czas znajdę, co naprawić mogę!