Kiedyż ty ujrzysz znowu dni swe błogie,
Jeżeli prawy spadkobierca tronu
Stoi pod klątwą swych własnych orzeczeń
I bluźni własnej swojej krwi! Twój, panie,
Wspaniały ojciec królem był przeświętym,
A zaś królowa, co ci życie dała,
Raczej na klęczkach, niżeli na nogach,
Pędziła dni swe, umierając z każdą
Chwilą żywota. Żegnaj mi! Występki,
Któreś wyliczył w sobie, one właśnie
Wypędziły mnie ze Szkocji... O serce,
Tu się nadzieje twe kończą!
MALKOLM: Makdufie,
Zacny twój poryw, to dziecko prawości,
Wygnał z mej duszy czarne podejrzenia
I myśli moje pogodził z twą dobrą
Wiarą i z twoim honorem. Piekielny
Makbet podobną starał się przynętą
Wciągnąć mnie w moc swą, atoli rozwaga
I powściągliwość umiały mnie wstrzymać
Od zbyt pospiesznych, łatwowiernych kroków.
Ten Bóg tam w górze niech teraz rozstrzyga
Pomiędzy nami, gdyż ja od tej chwili
Pragnę się poddać twemu przewodnictwu
I odwołuję wszystko, com dla własnej
Powiedział ujmy, wyprzysięgam tutaj
Skaz się wszelakich i grzechów, któremi
Tak obarczyłem sam siebie, a one
Obce są mojej naturze! Dotychczas
Nie znam kobiety, krzywom nie przysięgał,
Zaledwie po to wyciągałem ręce,
Co jest mojego; nie złamałem wiary,
Djabłabym nawet nie zdradził przed djabłem;
Prawdę miłuję, jak życie, skłamałem
Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/85
Ta strona została przepisana.
[417—449]83
MAKBET — AKT IV