Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/93

Ta strona została przepisana.
[18—46]91
MAKBET — AKT V

DAMA DWORU: Ani wobec pana, ani wobec nikogo innego, ponieważ nie mam świadka, któryby moje słowa potwierdził. Popatrzże, waszmość: nadchodzi!

(wchodzi LADY MAKBET z świecą w ręku)

To zwykły jej sposób, i, na me życie, całkiem jest uśpiona! Uważaj na nią, stój cicho!
LEKARZ: A skądże wzięła tę świecę? DAMA DWORU: Zawsze stoi przy niej, światło ma zawsze przy sobie; taki jej rozkaz.
LEKARZ: Niech pani patrzy: oczy ma otwarte.
DAMA DWORU: Tak, lecz ich władza zawarta.
LEKARZ: Cóż ona teraz czyni? Proszę popatrzeć, jak sobie ręce obciera.
DAMA DWORU: To zwyczajny jej ruch: wydaje się jej, że w ten sposób myje sobie ręce; widziałam, jak to robiła całe ćwierć godziny.
LADY MAKBET: Jeszcze jest plama.
LEKARZ: Cicho!... Przemawia! Spiszę, co powie, aby tem pewniej dopomóc pamięci.
LADY MAKBET: Precz, ty, plamo przeklęta, precz, mówię! Raz — dwa — czas działać!... Piekło jest ciemne. Wstydź się, mężu, wstydź się! Jesteś żołnierzem a tchórzysz? Czego się mamy lękać, choćby kto i wiedział, jeżeli naszej władzy nikt do odpowiedzialności pociągnąć nie zdoła? Ale któżby to pomyślał, że taki starzec tyle krwi miał w sobie?
LEKARZ: Uważa to pani?
LADY MAKBET: Ten Fajf miał żonę — gdzie ona teraz? Jakto? Nigdy te ręce obmyć się. nie dadzą? Nie mówmy już o tem, mój mężu; wszystko zepsujesz tym przestrachem.
LEKARZ: Idźże stąd, pani! Więcej wiesz, niż potrzeba.
DAMA DWORU: Powiedziała, czego nie powinna