Zanim się staniesz wyskokiem, niech dłonie
Zimy nie zniszczą twego lata w tobie!
Stwórz cudną flaszę, skarbiec znajdź, co wchłonie
Skarb twej piękności, nim ta legnie w grobie.
Lichwa nie lichwą, jeżeli w potrzebie
Uszczęśnia człeka, co rad dług swój płaci;
Drugiego siebie stwórzże dziś dla siebie,
Nie, stwórz dziesięciu: będziesz się bogaciej
Czuł dziesięćkrotnie, skoro twoja postać,
Dziesięć się razy w dziesięciu odrodzi!
Cóż śmierć ci zrobi, jeżeli ma zostać
To twoje życie w twej żyjącej młodzi?
Sfolguj! Zbyt pięknyś, byś miał uledz władztwu
Śmierci, a skarb swój powierzył robactwu.
Kiedy na wschodzie wspaniała ukaże
Światłość płomienną swą głowę, ku górze,
Ku świeżej zjawie, jak się wznoszą twarze,
Aby hołd złożyć tej świętej purpurze!
I gdy się wspięła na niebieskie szczyty,
By silna młodość, w pełni lat, człowieka
Wzrok śmiertelnego patrzy w nią, jak wryty,
Złotą jej drogę śledzący zdaleka.
Lecz gdy, jak starość, już zwolna się toczy,
Z ostatniej wyży jej rydwan znużony,
Wraz te przed chwilą tak pokorne oczy
Już sobie innej poszukują strony.
I ty niewidzian rzucisz swe południe,
Jeżeli syna nie zostawisz cudnie.