Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.

Sam tyś muzyką, smuciż cię muzyka?
Radość z radością nie prowadźi wojny!
Lubisz to tylko, co cierpko dotyka,
I rad przyjmujesz trud i ciężar znojny?
Jeżeli brzmiące tak cudownie dźwięki
Rażą twe uszy zestrojami swemi,
Wówczas cię od nich spotka zarzut miękki,
Że, gardząc związkiem, żyjesz sam na ziemi.
Patrz, te dwie struny — jakąż nutę gładką,
Wydają z siebie w wzajemnej harmonji!...
Ojciec i dziecko wraz z szczęśliwą matką —
Dźwięczną pieśń wspólną wyśpiewują oni,
Mnogim, a jednym i milczącym głosem
Nucąc: kto sam jest, z swym się minął losem.




IX.

Strach, by nie szczezły w ślozach wdowie lica,
Każe ci marnieć w tym samotnym bycie?
Ach! jeśli pójdziesz precz stąd bez dziedzica,
Ziemia, by wdowa, będzie twoje życie
Wciąż opłakiwać, wciąż się będzie krwawić,
Że gdy małżonek każdej innej wdowie
Mógł w oczach dzieci obraz swój zostawić,
O twym obrazie tego już nie powie.
To, co rozrzuca ręka trwoniciela,
Zmienia li miejsce, lecz jest skarbem świata,
Natomiast piękność, gdy się nie udziela
Innym, ma w tobie zabójczego kata.
Nie zna miłości k'bliźnim, kto niegodnie
Taką na sobie samym spełnia zbrodnię.