Jeśliby myślą było ciężkie ciało,
Czem mi przestrzenie? Jaćbym nie dbał o nie!
Nicby mnie w drodze wstrzymać nie zdołało,
Ze stron najdalszych mknąłbym ku twej stronie!
Cóż, choćby nawet gdzieś na krańcach świata
Stała ma stopa, od ciebie zdaleka?
Myśl ponad lądy i morza ulata,
Jak pomyślenie samo, tak ucieka!
Ach! myśl zabójcza sprawia mi katusze,
Żem nie jest myślą, lecz z gliny i wody;
Na czas dogodny z bolem czekać muszę,
By mi usunął długich mil przeszkody.
Cóż mi w tych ciężkich żywiołach się mieści,
Prócz łez, tych znaków mej i twej boleści?
Dwa drugie, ogień i powietrze, stoją
Wciąż razem ze mną przy tobie, ażeby
Tamten tęsknotą, a to myślą moją
Mknąć, nie uznając spoczynku potrzeby.
Lecz gdy te lżejsze żywioły uchodzą
Z wieścią miłosną, życie moje wtedy,
Złożone z czterech, pod smutku się wodzą
Chyli ku śmierci, takie dla mnie biedy
Z onemi dwoma żywioły wyrosły!
Przecież otucha krzepi znów me życie
Z chwilą, gdy wrócą do mnie dwa te posły
I wieść przyniosą o twym dobrym bycie.
Cieszę się wówczas, lecz tylko czas krótki,
Bo gdy odejdą, znów mnie trapią smutki.