Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
L.

Ta moja droga jak znojna ogromnie
Jeśli spoczynek, cel mojej podróży,
Nie poprzestaje oto wołać do mnie:
„Od przyjaciela jaki odstęp duży!“
Ledwie się wlecze to zwierzę podemną,
Mój ból je, widać, do ziemi przywala,
Snać wie, że pośpiech rzeczą tu daremną,
Jeżeli jeździec tak od ciebie zdala.
Krwawa ostroga już go nie pogania!
Jęk w odpowiedzi mam, a jęk to srogi:
Większy ból czuję od jego chrapania,
Niźli me zwierzę od mojej ostrogi,
Gdyż jęk ten mówi: masz oto w udziele
Przed sobą mękę, za sobą wesele.




LI.

Tak uniewinnia miłość ma zwierzęcia
Mego lenistwo w mej powrotnej drodze.
Mamże, rzucając ciebie, bez spoczęcia
Puszczać mojemu pośpiechowi wodze?
Lecz czem się koń mój uniewinniać będzie,
Gdy szczyt pośpiechu jeszcze zwłoką dla mnie
W drodze ku tobie? I w największym pędzie
Wichrów skrzydlatych widziałbym niekłamnie
Zastój! Nie dorósł koń mojej tęsknocie,
Więc niech tęsknota moja drży i chrapie
I w płomienistym poniesie mnie locie!
Miłość przebaczy, z miłości, mej szkapie:
Nie śpieszyła się w powracania dobie,
Teraz niech pędzi, jak chce, mknąc ku tobie!