Dla mnie, mój miły druhu, ciągleś młody,
Tak samo piękny, jak gdym twoje oczy
Ujrzał raz pierwszy. Trzech już zim zawody
Wygnały z lasów blask trzech lat uroczy.
Wraz z biegiem czasu, widziałem trzy wiosny,
Jak się zmieniały w żółtość trzech jesieni.
W żarach lipcowych spłonął maj radosny,
Ty, ongi świeży, wciąż pełny-ś zieleni.
A jednak piękność cicho naprzod sunie,
Jak ta wskazówka na zegarze. Zda się,
Że w niewzruszonej ciągle stoisz łunie,
Lecz ach! me oko myli się!... O czasie,
Co masz się zjawić, słuchaj: zanim w gości
Przyszedłeś do nas, umarł maj piękności.
Nie bałwochwalstwem miłość ma być zwana
I nie bożyszczem mój umiłowany.
Że wciąż o jednem śpiewam i wciąż pana
Wielbię jednego bez żadnej odmiany.
Miłość ma dobra dziś i dobra będzie
Jutro i stała jest w przecudnej mierze,
Więc wiersz mój, skazan na stałe orędzie,
Jedno, niechając zmian, w swój zakres bierze:
„Piękny i dobry i wierny“ i dalej
„Piękny i dobry i wierny“ w przemnogi
Wygłaszam sposób: w tym trójgłosie pali
Jeden się wyraz, cudny cel mej drogi,
„Piękny i dobry i wierny“ — trzy słowa
Nie zawsze społem, dziś je spólność chowa.