Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
CVI.

Czytając czasów zapomnianych księgi,
Gdzie pięknych ludzi opisanie mamy,
Gdzie rym przepięknej nabiera potęgi,
Wielbiąc rycerzy i pomarłe damy,
Widzę, że dawne pióro, sławiąc skronie,
Ręce, czy stopy, lica czy też oczy,
Chciało dać obraz piękności, co płonie
Tak bardzo w tobie, jej władco uroczy:
Przeczuciem były tej dzisiejszej chwili
Wszystkie ich chwalby, stąd na obraz krasy
Godny daremnie się ich sztuka sili:
Nam, co patrzymy na dzisiejsze czasy,
Z wielkich podziwów oko się zamyka:
By godnie sławić, braknie nam języka.




CVII.

Ni strach mój własny, ni prorocze dusze
Wielkiego świata, rzeczy przyszłych wieszcze,
Mogą mi głosić, że pożegnać muszę
Mą wierną miłość, dzisiaj żywą jeszcze.
Ziemski nasz księżyc przebył czas zaćmienia,
Kpiąc mówi prorok o proroctwie swojem,
W pewność się wszelka niepewność przemienia,
Gałąź oliwna wiecznym lśni pokojem,
Miłość mą wielbią balsamiczne rosy
Chwili dzisiejszej; wbrew śmierci żyć dalej
Będę w mym rymie ubogim; jej kosy
Cios niechże głuchych i niemych powali!
Ty w nim mieć będziesz monument tak trwały,
Ze spiże władców przy nim w proch skruszały.